Hope's POV
- Hope. Hope wstawaj, dziś twój pierwszy dzień w nowej szkole - obudziła mnie mama, lekko mną potrząsając. Mruknęłam tylko, żeby dała mi 20minut i schodzę na dół. Ona zaś wyszła z mojego pokoju i poszła robić śniadanie.
~parę minut później~
- Pa mamo! - powiedziałam, gdy przekraczałam próg drzwi. 7:48. Kuźwa, nie zdążę.. HARRY! Szybko pobiegłam do jego domu, ale nikt mi nie otwierał. Dobra, biegiem kurwa. Zaczęłąm biec po prostej, następnie za zakrętem w lewo, przez park, prosto i w prawo. Zaczęłam biec, mijając przy tym dużo metrów. Zatrzymałam się na ławce w parku, bo kurde nie mam siły. Rozsiadłam się na niej, wyglądając jak debil. 7:57. Nie zdążę. Jestem dopiero w parku, a jeszcze kawałek przede mną.. Pierwszy dzień w szkole, a już spóźnienie, zajebiście.. Pójdę, bo na bieganie nie mam siły. Gdy wyszłam z parku, zatrzymał sie przede mną samochód, dobrze mi znany. Przyciemniona szyba zaczęłą osuwać się w dół.
- Masz minutę - powiedział chłopak. Justin. Szybko wsiadłam na miejsce pasażera, a ten ruszył do szkoły. Zanim sie oglądnęłam, już byłam pod budynkiem. Wyszłam z auta, wszyscy się na mnie patrzyli.
- Dlaczego wszyscy się tak gapią ? - zapytałam Justina, gdy zmierzaliśmy w stronę drzwi wejściowych.
- Bo jesteś tu ze mną - popatrzyłam się na niego, a ten się uśmiechnął, nie patrząc na mnie - Do zoba - oddalił się do jakieś grupki ludzi. Zanim się obejrzałam, byłam sama na korytarzu, a dzwonek już dzwonił. Gdzie ja mam kurwa lekcje ?! Poszłam do góry po schodach, prosto przez korytarz, skręciłam.. Zgubiłam się. Wróciłam drogą powrotną. Usiadłam na ławce przed szkołą i czekałam, nie wiem na co, chyba na zbawienie.
- Hope ? - odwróciłam się, by zobaczyć kto mnie woła.
- Co ty tu robisz ? - usiadł obok mnie, a ja, hamsko oczywiście, odsunęłam się na sam koniec ławki.
- To samo co ty. Spóźniłam się. - odpowiedziałam mu, a on się zaśmiał - I z czego się śmiejesz ?
- Mamy na 8:30. - Ja pizgam...
- Czego chcesz ? - zapytałam obojętnie odwracając sie prz
- My ?
- My. Chodzimy do tej samej klasy - uśmiechnął się.
- Zajebiście - powiedziałam nie co ciszej.
- Wiem - odpowiedział. Czyli jestem z Harrym w klasie, mhm..
Siedzieliśmy na tej ławce jak ostatnie przyjeby, zwłaszcza ja. On witał się z kilkoma przechodzącymi ludźmi, a ja po prostu siedziałąm. Nagle ktoś załował Harry'ego, jakaś dziewczyna. Biegła w naszym kierunku, a gdy tylko on ją zauważył, wstał, a ona rzuciła się na niego, mocno przytulając.
- Rzygam tęczą. - powiedziałam i wzięłam gumę do żucia.
- Zostaw komentarze dla siebie - odpowiedział Harry.
- Jezu, jak ja się za Tobą stęskniłam! - powiedziała dziewczyna.
- Ja za Toba też, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - po chwili przestali się przytulać.
- To jest Ashley - powiedział Harry, a dziewczyna podała mi rękę. Uśmiechnęłam się, wyciągłam gumę z buzi i wcisnęłam dziewczynie w rękę mówiąc "Hope, miło mi".
- To było nie miłe - warknął Harry.
- Oh jak mi przykro - powiedziałam bezuczuciowo. Dziewczyna poszła do szkoły, a on został ze mną.
- Mogłabyś być troszeczkę bardziej milasza.
- Po co ? Po co mam być miła dla kogos, kto za pewne nie będzie miły dla mnie ? - zapytałam.
- Ona będzie. Znaczy się byłaby, gdybyś się tak nie zachowała.
- Patrz, wzruszyłam się. Gdzie mamy lekcje ? - zapytałam zmieniając temat.
- Sala 32G. Chemia. - ja pierdole.. Nigdy nie byłam dobra z chemii.
- Dobra chodź, bo mamy nie całe 4 minuty.
~~~
Cały dzień zleciał wyjątkowo szybko. Na żadnej przerwie nie spotkałam Justina, ani tej lali Hazzy. Teraz jest końcówka biologii. Pani coś tam tłumaczyła, a ja patrzałam przez okno. Tak, patrzałam na Justina. Nie wiem czemu, tak jakoś. Był ubrany w niebieski strój koszykarski. Niby fajnie, ale to i tak frajer. Popatrzał się na mnie, o jezu! Odwróciłam się w stronę tablicy we właściwym momencie, bo pani McCallister się na mnie patrzała. Zaczęła znów coś tam tłumaczyć, a ja znów odwróciłam się w stronę okna. Justin stał przodem do mnie i obejmował jakąś lasię. Uśmiechnął się do mnie i wyjął telefon z kieszeni, dzwoniąc do kogoś. Niecałe 2 sekundy później zaczął dzwonić mi telefon. Szybko wyjęłam go z kieszeni jeansów i zobaczyła kto dzwoni. Za szczęście miałam wyciszony. Rozglądnęłam się po klasie i go odebrałam.
- Hallo ?
- Ładnie to tak rozmawiać na lekcji ? - odezwał się męski, pedalski głos.
- Skąd masz mój numer ?! - szepnęłąm nieco głośniej.
- Uważaj - i się rozłączył. Schowałam telefon, a nademną stała pani. To dlatego miałam uważać.
- Przeszkadzam pani, panno Black ?
- Nie, czemu ?
- Też się zastanawiam.
- To jak sie pani zastanowi, da mi pani znać - uśmiechnęłam się hamsko, a klasa zaczęła chichotać.
- Do dyrektora - pokazała na drzwi.
- Z jakiej racji ?
- Nie dostosowujesz się do zasad panujących w tej klasie.
- Jestem tu pierwszy dzień. Nie znam jeszcze zasad - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek - Oh jak mi przykro - powiedziałam i wyszłam z klasy. Nie będe cichą myszką. Niech wiedzą, z kim mają doczynienia. Zatrzymałam się koło schodów, czekając na Harry'ego. Po co ja an niego w ogóle czekam ?! O, idzie.
- Harry! - krzyknęłam. Chłopak podszedł do mnie z.. Jak ona miała.. Um.. Alice ? Aline ? Ashley ? Ashley!
- Co ?
- Wracasz ze mną ?
- Najpierw odprowadzam Ashley.
- Idę z wami.
- Ale.. - odezwała się, ale ja jej przerwałam.
- Nikt cię nie pytał. - skarciłam ją.
- Ciebie tak samo - wywróciła oczami i przytuliła się do Harry'ego.
- Jeszcze coś ?
- Mam coś do powiedzenia, bo idziesz odprowadzić MNIE. Ale oszczędź sobie, kawałek jest. Idź do domu.
- Skoro tak ładnie prosisz - włożyłam słuchawki do uszu i odeszłąm.
Zastanawiało mnie jedno.. Czemu Justin mnie pocałował skoro ma dziewczynę? Och zapomniałam! Typowy bad boy.
piątek, 2 stycznia 2015
Rozdział 3
Hope's POV
Rano obudziły mnie promienie słoneczne, które próbowały przedostać się przez rolety. Podniosłam się, ale nie wstawałam z łóżka. Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam która godzina. 6:32.. Okey... Wypuściłam głośno powietrze z ust.
- Hmm.. Nie ma co robić, to może se pobiegam ? - a potem wybuchłam śmiechem. Ja i bieganie ?! W sumie to mi się przyda, bo gruba jestem.. Na prawdę.! Normalnie, to dziewczyny w moim wieku maja piękne brzuchy, a ja ? Ehh.. Szkoda słów.. Na prawdę jestem gruba.. Na samą myśl, posmutniałam.. Ale dobra, pieprzyć to.! Zaspana poszłam do toalety, wzięłam prysznic, a potem wróciłam z powrotem do siebie. Podeszłam do szafy, i wybrałam komplet (czerwona koszula w kratę, jasnoniebieskie jeansy, biała bandana i jasnoniebieskie Vans'y). Wróciłam się do łazienki i podłączyłam lokówkę do prądu, po czym skorzystałam z toalety. Przejrzałam się w lustrze i zaczęłam kręcić loczki. Po skończeniu odłączyłam ją z prądu i zawiązałam bandanę wokół głowy, po czym zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, gdzie, na szczęście, mojej mamuśki jeszcze nie było. W ogóle po co ja ubrałam jeansy i koszulę ?! Przecież miała biegać.. Ugh.. Pobiegłam szybko przebrać się w szary dres, zgarnęłam jabłko ze stołu i wyszłam. Na szczęście wzięłam telefon. Biegłam w stronę centrum, chyba. Postanowiłam skrócić sobie drogę, więc biegłam przez park. Po godzinie biegu usiadłam na duży korzeń drzewa i oparłam się i pień. Wcześniej kupiłam sobie wodę, więc upiłam duży, bardzo duży łyk. Odsapnęłam chwilę i wytarłam pot z czoła. Spojrzałam na godzinę, 8:03. Muszę przyzwyczaić płuca do biegania. Wiecie.. Nowe miasto, ludzie, postanowienia, szkoła.. Właśnie, szkoła. Ciekawe jak to będzie. Pewnie będą jakieś dziunie. Ugh.. Wiecie, szkolna elita. Cheerleaderki pewnie to takie dziunie, o których już wspominałam, mające najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole, którzy poniżają innych. Tych nowych... Takich jak ja.. No cóż.! Nic na to nie poradzę. Wcześniej też mnie gnębili, i jakoś sobie z tym poradziłam, więc teraz też nie powinno być źle. Znaczy się na początku będzie źle, zawsze jest. Ale później powinno unormować. Mam tylko nadzieję, że jak już się z kimś zaprzyjaźnię, w co wątpię, to nie będziemy musieli się znów przeprowadzać. Dobra, mniejsza. Może, już jest 8:23. Myślałam o tym 20 minut? Okay.. Czas wracać do domu, wymyć się, bo śmierdzę niemiłosiernie, i trzeba wziąć od mamy adres do rodziców Charline. W końcu to samobójstwo.. I znów te wspomnienia..
- Wspomnienia zabijają.. - szepnęłam sama do siebie.
- Zależy jakie - usłyszałam męski głos, już mi znany. Harry. Wywróciłam oczami, wzięłam głęboki, szybki wydech i odwróciłam się do niego. Spotkałam się z tym jego głupim, szczerym uśmiechem.
- Biegasz ? - zapytał. Nie no co ty, ubrałam sobie strój do biegania, bo idę do biblioteki pogłaskać jednorożca..
- No raczej nie inaczej. - powiedziałam, włożyłam słuchawki do uszu i postanowiłam odbiec. Biegłam powoli, bo za bardzo mi się nie spieszyło.
Wróciłam do domu.
~~~
Umyta, przebrana i najedzona ubrałam płaszczyk, buty, zwinęłam torebkę z szafki i wyszłam. Mamy nie ma ? Dziwne. Wróciłam się, wzięłam klucze z blatu kuchennego i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Ta.. Po chuju do raju.. Nie mam adresu.. - Kurwa mać.! - krzyknęłam. Zauważyłam, że jakaś babka się na mnie patrzy. Miała jakiś tandetny sweterek, dresy, okulary,.. Typowa mocherka. Jeszcze ma psa. York. Szczurek, tak też można. - Fajny szczur - uśmiechnęłam się złośliwie. - To nie jest szczur.! Kto cię wychował ?! - Moja mama - pokazałam znak pokoju. - Wszystkie pretensje proszę składać do niej. - wyszłam za furtkę, i szepnęłam jej do ucha głośno "szczur", a ona podskoczyła. Zaśmiałam się i poszłam przed siebie. Nie znam okolic, więc może pójdę po tego debila ? Tak, to jest dobry pomysł. Poszłam do domku obok, i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi Harry, no bo przecież kto inny.. - Oprowadź mnie po okolicy - stwierdziłam. - Ciebie też miło widzieć. Nie no coś ty Hope, nie gniewam się za to, jak mnie dzisiaj spławiłąś, no coś ty - mówił sarkastycznie, a mnie rozsadzało. - Idziesz czy nie ? - zapytałam, ignorując to, co wcześniej powiedział. - Jakbyś nie zauważyła mam bałagan - odsunął się tak, abym mogła zobaczyć burdel szczerzę mówiąc - Tak więc muszę posprzątać, umyć naczynia,.. - Ta, tak - przerwałam mu - Oprowadzisz czy nie ? - odkaszlnął, wyszedł przed domek i zaczął. - A więc tutaj mamy drzewo, bardzo łądne drzewo. Tam zaś mamy - uderzyłam go w klatke piersiową. - Ogarnij się, serio pytam
- Daj mi 5 minut tylko się oga...- chciał dokończyć ale mu przerwałam bo moja mama właśnie wjeżdżała na podjazd koło domu.
- Słuchaj, teraz nie moge bo muszę coś zalatwić, zgadamy sie potem. Pa!- powiedziałam i popędziłam do mojej mamy wysiadającej z samochodu.
-Mamo! Zawieź mnie do rodziców Charline! -powiedziałam zadyszana. Mama spojrzała na mnie z surową miną ale po chwili złagodniała i uśmiechając się wsiadła do samochodu.
~~~
- Jesteś gotowa? -zapytała moja mama.- Nie musisz jeśli nie chcesz,kochanie.
- Mamo muszę.
- No dobrze o której po ciebie przyjechać?
- Mamo nie musisz wrócę pieszo, zajmie mi to około godzinię, góra dwie.-odpowiedziałam. Mama nachyliła się i pocałowała mnie w policzek mówiąc "kocham cię".
Wysiadłam a moja rodzicielka odjechała. Stałam pod drzwiami i myślałam jeszcze chwile aż w końcu wzięłam głęboki oddech i wcisnęłam dzwonek.
Otworzyła pani Hellen, matka Charline.
- Hope! Dziecinko jak ja Cię dawno nie widziałam! Wyrosłaś na piękną pannę! -mówiąc to wyszła przed próg aby mnie przytulić.
- Dziękuję pani Hellen.-powiedziałam kiedy otworzyła drzwi szerzej bym mogła dostać się do środka.
Zaprowadziła mnie do salonu a ja usiadłam na dużej czerwonej sofie.
- Kawy? Herbaty? - zaproponowała.
- Herbatę poproszę.
Kuchnia była połączona z salonem więc cały czas mogłam rozmawiać z Hellen.
- Ona zachowywała się dziwnie od dwóch miesięcy przed śmiercią.-mówiła matka mojej zmarłej przyjaciółki przygotowując czajnik z wodą i szklanki. - Kiedyś słyszałam gdy miała uchylone drzwi że modliła się z prośbą o śmierć. Swoją śmierć.
- Też zauważałam te dziwne zachowanie.-zaczełam. - Gdy tylko prosiłam ją o powód swoich smutków odpowiadała że ma zły chumor. Raz widziałam ją jak wracała z cmentarza. Szłam wtedy na grób taty, była przygnębiona. Czy ktoś wtedy umarł w rodzinie? - matka Charline chwilę się zastanawiała patrząc w sufit. Potem tylko zaprzeczyła głową.
Gdy woda się zagotowała Hellen wlała nią do szklanek z torebkami i dosypała troche cukru. Wstałam i podeszłam po swoją herbatę. Chcą upić łyka, poparzyłam sobie język.
- Przywieźliście jej stare rzeczy?
- Tak. Są na strychu. Idź. -powiedziała a ja odstawiłam szklankę i ruszyłam na górę.
Szłam po schodach na samą górę domu. Znalazłam drzwi prowadzące do strychu i otworzyłam.
Znalazłam wielki karton z napisem "CHARLINE" i podeszłam do niego. Pomału zaczęłam odklejać taśmę i otworzyłam karton. Jako pierwszą wyciągnęłam sklejankę naszych zdjęć którą podarowałam jej na urodziny. Łzy zaczeły kapać na sklejankę więc ją odłożyłam. Spojrzałam do kartonu i zaciekawiła mnie kartka wystawająca z książki. Wyciągnęłam ją i przeczytałam. TO BYŁ LIST POŻEGNALNY.
Rano obudziły mnie promienie słoneczne, które próbowały przedostać się przez rolety. Podniosłam się, ale nie wstawałam z łóżka. Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam która godzina. 6:32.. Okey... Wypuściłam głośno powietrze z ust.
- Hmm.. Nie ma co robić, to może se pobiegam ? - a potem wybuchłam śmiechem. Ja i bieganie ?! W sumie to mi się przyda, bo gruba jestem.. Na prawdę.! Normalnie, to dziewczyny w moim wieku maja piękne brzuchy, a ja ? Ehh.. Szkoda słów.. Na prawdę jestem gruba.. Na samą myśl, posmutniałam.. Ale dobra, pieprzyć to.! Zaspana poszłam do toalety, wzięłam prysznic, a potem wróciłam z powrotem do siebie. Podeszłam do szafy, i wybrałam komplet (czerwona koszula w kratę, jasnoniebieskie jeansy, biała bandana i jasnoniebieskie Vans'y). Wróciłam się do łazienki i podłączyłam lokówkę do prądu, po czym skorzystałam z toalety. Przejrzałam się w lustrze i zaczęłam kręcić loczki. Po skończeniu odłączyłam ją z prądu i zawiązałam bandanę wokół głowy, po czym zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, gdzie, na szczęście, mojej mamuśki jeszcze nie było. W ogóle po co ja ubrałam jeansy i koszulę ?! Przecież miała biegać.. Ugh.. Pobiegłam szybko przebrać się w szary dres, zgarnęłam jabłko ze stołu i wyszłam. Na szczęście wzięłam telefon. Biegłam w stronę centrum, chyba. Postanowiłam skrócić sobie drogę, więc biegłam przez park. Po godzinie biegu usiadłam na duży korzeń drzewa i oparłam się i pień. Wcześniej kupiłam sobie wodę, więc upiłam duży, bardzo duży łyk. Odsapnęłam chwilę i wytarłam pot z czoła. Spojrzałam na godzinę, 8:03. Muszę przyzwyczaić płuca do biegania. Wiecie.. Nowe miasto, ludzie, postanowienia, szkoła.. Właśnie, szkoła. Ciekawe jak to będzie. Pewnie będą jakieś dziunie. Ugh.. Wiecie, szkolna elita. Cheerleaderki pewnie to takie dziunie, o których już wspominałam, mające najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole, którzy poniżają innych. Tych nowych... Takich jak ja.. No cóż.! Nic na to nie poradzę. Wcześniej też mnie gnębili, i jakoś sobie z tym poradziłam, więc teraz też nie powinno być źle. Znaczy się na początku będzie źle, zawsze jest. Ale później powinno unormować. Mam tylko nadzieję, że jak już się z kimś zaprzyjaźnię, w co wątpię, to nie będziemy musieli się znów przeprowadzać. Dobra, mniejsza. Może, już jest 8:23. Myślałam o tym 20 minut? Okay.. Czas wracać do domu, wymyć się, bo śmierdzę niemiłosiernie, i trzeba wziąć od mamy adres do rodziców Charline. W końcu to samobójstwo.. I znów te wspomnienia..
- Wspomnienia zabijają.. - szepnęłam sama do siebie.
- Zależy jakie - usłyszałam męski głos, już mi znany. Harry. Wywróciłam oczami, wzięłam głęboki, szybki wydech i odwróciłam się do niego. Spotkałam się z tym jego głupim, szczerym uśmiechem.
- Biegasz ? - zapytał. Nie no co ty, ubrałam sobie strój do biegania, bo idę do biblioteki pogłaskać jednorożca..
- No raczej nie inaczej. - powiedziałam, włożyłam słuchawki do uszu i postanowiłam odbiec. Biegłam powoli, bo za bardzo mi się nie spieszyło.
Wróciłam do domu.
~~~
Umyta, przebrana i najedzona ubrałam płaszczyk, buty, zwinęłam torebkę z szafki i wyszłam. Mamy nie ma ? Dziwne. Wróciłam się, wzięłam klucze z blatu kuchennego i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Ta.. Po chuju do raju.. Nie mam adresu.. - Kurwa mać.! - krzyknęłam. Zauważyłam, że jakaś babka się na mnie patrzy. Miała jakiś tandetny sweterek, dresy, okulary,.. Typowa mocherka. Jeszcze ma psa. York. Szczurek, tak też można. - Fajny szczur - uśmiechnęłam się złośliwie. - To nie jest szczur.! Kto cię wychował ?! - Moja mama - pokazałam znak pokoju. - Wszystkie pretensje proszę składać do niej. - wyszłam za furtkę, i szepnęłam jej do ucha głośno "szczur", a ona podskoczyła. Zaśmiałam się i poszłam przed siebie. Nie znam okolic, więc może pójdę po tego debila ? Tak, to jest dobry pomysł. Poszłam do domku obok, i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi Harry, no bo przecież kto inny.. - Oprowadź mnie po okolicy - stwierdziłam. - Ciebie też miło widzieć. Nie no coś ty Hope, nie gniewam się za to, jak mnie dzisiaj spławiłąś, no coś ty - mówił sarkastycznie, a mnie rozsadzało. - Idziesz czy nie ? - zapytałam, ignorując to, co wcześniej powiedział. - Jakbyś nie zauważyła mam bałagan - odsunął się tak, abym mogła zobaczyć burdel szczerzę mówiąc - Tak więc muszę posprzątać, umyć naczynia,.. - Ta, tak - przerwałam mu - Oprowadzisz czy nie ? - odkaszlnął, wyszedł przed domek i zaczął. - A więc tutaj mamy drzewo, bardzo łądne drzewo. Tam zaś mamy - uderzyłam go w klatke piersiową. - Ogarnij się, serio pytam
- Daj mi 5 minut tylko się oga...- chciał dokończyć ale mu przerwałam bo moja mama właśnie wjeżdżała na podjazd koło domu.
- Słuchaj, teraz nie moge bo muszę coś zalatwić, zgadamy sie potem. Pa!- powiedziałam i popędziłam do mojej mamy wysiadającej z samochodu.
-Mamo! Zawieź mnie do rodziców Charline! -powiedziałam zadyszana. Mama spojrzała na mnie z surową miną ale po chwili złagodniała i uśmiechając się wsiadła do samochodu.
~~~
- Jesteś gotowa? -zapytała moja mama.- Nie musisz jeśli nie chcesz,kochanie.
- Mamo muszę.
- No dobrze o której po ciebie przyjechać?
- Mamo nie musisz wrócę pieszo, zajmie mi to około godzinię, góra dwie.-odpowiedziałam. Mama nachyliła się i pocałowała mnie w policzek mówiąc "kocham cię".
Wysiadłam a moja rodzicielka odjechała. Stałam pod drzwiami i myślałam jeszcze chwile aż w końcu wzięłam głęboki oddech i wcisnęłam dzwonek.
Otworzyła pani Hellen, matka Charline.
- Hope! Dziecinko jak ja Cię dawno nie widziałam! Wyrosłaś na piękną pannę! -mówiąc to wyszła przed próg aby mnie przytulić.
- Dziękuję pani Hellen.-powiedziałam kiedy otworzyła drzwi szerzej bym mogła dostać się do środka.
Zaprowadziła mnie do salonu a ja usiadłam na dużej czerwonej sofie.
- Kawy? Herbaty? - zaproponowała.
- Herbatę poproszę.
Kuchnia była połączona z salonem więc cały czas mogłam rozmawiać z Hellen.
- Ona zachowywała się dziwnie od dwóch miesięcy przed śmiercią.-mówiła matka mojej zmarłej przyjaciółki przygotowując czajnik z wodą i szklanki. - Kiedyś słyszałam gdy miała uchylone drzwi że modliła się z prośbą o śmierć. Swoją śmierć.
- Też zauważałam te dziwne zachowanie.-zaczełam. - Gdy tylko prosiłam ją o powód swoich smutków odpowiadała że ma zły chumor. Raz widziałam ją jak wracała z cmentarza. Szłam wtedy na grób taty, była przygnębiona. Czy ktoś wtedy umarł w rodzinie? - matka Charline chwilę się zastanawiała patrząc w sufit. Potem tylko zaprzeczyła głową.
Gdy woda się zagotowała Hellen wlała nią do szklanek z torebkami i dosypała troche cukru. Wstałam i podeszłam po swoją herbatę. Chcą upić łyka, poparzyłam sobie język.
- Przywieźliście jej stare rzeczy?
- Tak. Są na strychu. Idź. -powiedziała a ja odstawiłam szklankę i ruszyłam na górę.
Szłam po schodach na samą górę domu. Znalazłam drzwi prowadzące do strychu i otworzyłam.
Znalazłam wielki karton z napisem "CHARLINE" i podeszłam do niego. Pomału zaczęłam odklejać taśmę i otworzyłam karton. Jako pierwszą wyciągnęłam sklejankę naszych zdjęć którą podarowałam jej na urodziny. Łzy zaczeły kapać na sklejankę więc ją odłożyłam. Spojrzałam do kartonu i zaciekawiła mnie kartka wystawająca z książki. Wyciągnęłam ją i przeczytałam. TO BYŁ LIST POŻEGNALNY.
Drodzy rodzice i Hope!
Przepraszam że od was odeszłam, naprawdę.
Ale musiałam. Pewnie sobie wszyscy pomyślą co może być młodej 13-latce która pragnie śmierci.
Otóż przed napisaniem wam powodu mojego samobójstwa, proszę was o jedno.
Nigdy nikomu o tym nie mówcie.
Najlepiej spalcie list i mój pamiętnik.
Więc tak, pewnego dnia spotkałam mężczyzne który wydawał sie miły. Rozmawiał ze mną jakbym miała z 18 lat. Traktował mnie dojrzale. Zaprzyjaźniliśmy się i dlatego Hope, widywałam sę z Tobą mniej. Pewnego razu zapytał czy chcę poznać też ludzi podobnych do niego. Oczywiście się zgodziłam. Okazało się że ci ludzie to sekta.
Chcieli abym przystąpiła do nich. Ja oczarowana i zakochana w chłopaku pare lat starszym zgodziłam się nie znając konsekfencji.
Codziennie musiałam przychodzić na zabrania, modlitwy.
Zaczęłam pojmować w co się wpakowałam ale było już zapóźno oni kazali przyprowadzić Ciebie Hope, nie pozwoliłam na to więc zamknęli mnie w jakiejś piwnicy przez trzy dni bez wody ani jedzenia.
Było coraz gorzej nie chciałam was krzywdzić dlatego postanowiłam że się zabiję.
Najdrożsi przepraszam was. Nie chciałam by tak się zakończylo.
Kocham was i będę czuwać nad wami.
Żegnajcie!
Charline
Gdy przeczytałam list upadłam na kolana płacząc jak idiotka. Nie moge uwierzyć.
Podniosłam się i ruszyłam na dół do jej mamy.
- Czytaliście list pożegnalny? -zapytałam?
- Umm,nie.-odpowiedziała kiedy jej go podawałam.
- Poprosiła żeby po przeczytaniu spalić list i pamiętnik.
-Umm dobrze jak David wróci z pracy spalimy je.
- Dobrze robi się ciemno już muszę iść. Dobranoc.-powiedziałam podchodząc do niej i przytulając na pożegnanie.
-Dobranoc skarbie. - po tych słowach wyszłan i ze łzami w oczach ruszyłam pamiętając mniejwięcej którędy mama jechała.
Wracałam do domu ale po drugiej stronie zobaczyłam park i poszłam w jego stronę.
Muszę wszystko przemyśleć.
Cały czas płakałam gdy nagle usłyszałam za sobą jakiś ludzi. Odwróciłam się pomału i w świetle księżyca zauważyłam jego. JUSTINA BIEBERA. On chyba też mnie zauważył bo powiedział coś do swoich kolegów którzy poszli w inną strone zostawiając go samego. Ruszył w moją stronę a ja przyspieszyłam kroku, po chwili zaczęłam biec. Biegłam do jakiegoś lasu, kiedy nagle potknęłam się o korzeń drzewa i wylądowałam w błoto. Usłyszałam za sobą śmiech.
- Nie no dziewczyno, to było mistrzowskie.
- Zamknij się! Czego ty jeszcze chcesz?! -wydarłam się sfustrowana.
- Po pierwsze: nie tym tonem.-podniósł mnie z tego błota chichocząc. - po drugie: źle zaczęliśmy naszą znajomość. Jestem Justin a ty? -zapytał wyciągając rękę.
- Hope. - nie podałam ręki tylko sobie poszłam.
- Ej mała! Ty chyba nie wiesz kim ja...
- Nie mów do mnie mała! Nie wkurwiaj mnie rozumiesz?! Ja nie znam Ciebie, ty nie znasz mnie i niech tak zostanie. Nie obchodzi mnie że jesteś w jakimś pojebanym gangu, jeśli chcesz to wyciągnij swoją spluwę którą ma każdy bandyta i wyładuj mi w łeb cały magazynek i będzie spokój! - stał tylko jak skamieniały na moje słowa a ja odwróciłam się i poszłam nerwowym krokiem.
Po dosłownie dwóch sekundach poczułam szarpnięcie do tyłu przez co wpadłam na chłopaka.
- Znasz drogę do domu? -zapytał
- Poradzę sobie.
- Mogę Cię podwieść.
- A co jeśli mnie gdzieś wywieziesz?
- Słusznie. Ale jestem zbyt zmęczony i jeśli nie chcesz być zgwałcona przez jakiegoś typa z okolicy to chodź podwiozę cię.- prychnęłam na te słowa.-Co?
- Ty możesz być tym typem z okolicy.
- Trace cierpliwość młoda.- westchnęłam tylko i ruszyłam za chłopakiem.
Kiedy doszliśmy do samochodu zatrzymał mnie.
- Najpierw ściągnij ten płaszcz.
-Ugh. -ściągnęłam płaszcz i na szczęście nie byłam aż tak bardzk brudna pod spodem.
Otworzył mi drzwi jak dżentelmen którym nie był.
Wsiadłam i czekałam aż on wsiądzie i zawiezie mnie do domu.
- To gdzie mieszkasz?
- Będę Ci mówiła gdzie masz jechać bo nie znam adresu.
- Jak można nie znać adresu?
- Mieszkam tu od wczoraj.
-Aa.
~~~
Podjechał pod mój dom. Jak na podróż z przystojnym gangsterem było okej. Zaraz co? Przystojnym?! On (nie) jest przystojny.
- Umm, dzięki za podwózkę. Pa.- już otowrzyłam drzwi kiedy pociągnął mnie do tyłu i nastawił policzek to pocałowania. - Mam Cię pocałować za podwózkę? Nie mogę zapłacić kasą?
- Nie.
- Nie całuje nie znajomych.
- Poznaliśmy się.
-Ugh, no dobra! - przybliżyłam się by pocałować jego policzek a w ostatniej chwili on przekręcił głowę i pocałowałam go w usta. Odsunełam się i zobaczyłam jego uśmieszek.
- Oszust.
- Wiesz skarbie, jestem bandtytą więc mogę oszukiwać.
- Dobra narazie. -powiedziałam i wyszłam z samochodu a czarny Range Rover po chwili zniknął mi z pola widzenia.
Weszłam do domu i odrazu usłyszałam krzyk matki.
- Hope?!
- Ja a co?
- Masz szlaban!
- Czytaliście list pożegnalny? -zapytałam?
- Umm,nie.-odpowiedziała kiedy jej go podawałam.
- Poprosiła żeby po przeczytaniu spalić list i pamiętnik.
-Umm dobrze jak David wróci z pracy spalimy je.
- Dobrze robi się ciemno już muszę iść. Dobranoc.-powiedziałam podchodząc do niej i przytulając na pożegnanie.
-Dobranoc skarbie. - po tych słowach wyszłan i ze łzami w oczach ruszyłam pamiętając mniejwięcej którędy mama jechała.
Wracałam do domu ale po drugiej stronie zobaczyłam park i poszłam w jego stronę.
Muszę wszystko przemyśleć.
Cały czas płakałam gdy nagle usłyszałam za sobą jakiś ludzi. Odwróciłam się pomału i w świetle księżyca zauważyłam jego. JUSTINA BIEBERA. On chyba też mnie zauważył bo powiedział coś do swoich kolegów którzy poszli w inną strone zostawiając go samego. Ruszył w moją stronę a ja przyspieszyłam kroku, po chwili zaczęłam biec. Biegłam do jakiegoś lasu, kiedy nagle potknęłam się o korzeń drzewa i wylądowałam w błoto. Usłyszałam za sobą śmiech.
- Nie no dziewczyno, to było mistrzowskie.
- Zamknij się! Czego ty jeszcze chcesz?! -wydarłam się sfustrowana.
- Po pierwsze: nie tym tonem.-podniósł mnie z tego błota chichocząc. - po drugie: źle zaczęliśmy naszą znajomość. Jestem Justin a ty? -zapytał wyciągając rękę.
- Hope. - nie podałam ręki tylko sobie poszłam.
- Ej mała! Ty chyba nie wiesz kim ja...
- Nie mów do mnie mała! Nie wkurwiaj mnie rozumiesz?! Ja nie znam Ciebie, ty nie znasz mnie i niech tak zostanie. Nie obchodzi mnie że jesteś w jakimś pojebanym gangu, jeśli chcesz to wyciągnij swoją spluwę którą ma każdy bandyta i wyładuj mi w łeb cały magazynek i będzie spokój! - stał tylko jak skamieniały na moje słowa a ja odwróciłam się i poszłam nerwowym krokiem.
Po dosłownie dwóch sekundach poczułam szarpnięcie do tyłu przez co wpadłam na chłopaka.
- Znasz drogę do domu? -zapytał
- Poradzę sobie.
- Mogę Cię podwieść.
- A co jeśli mnie gdzieś wywieziesz?
- Słusznie. Ale jestem zbyt zmęczony i jeśli nie chcesz być zgwałcona przez jakiegoś typa z okolicy to chodź podwiozę cię.- prychnęłam na te słowa.-Co?
- Ty możesz być tym typem z okolicy.
- Trace cierpliwość młoda.- westchnęłam tylko i ruszyłam za chłopakiem.
Kiedy doszliśmy do samochodu zatrzymał mnie.
- Najpierw ściągnij ten płaszcz.
-Ugh. -ściągnęłam płaszcz i na szczęście nie byłam aż tak bardzk brudna pod spodem.
Otworzył mi drzwi jak dżentelmen którym nie był.
Wsiadłam i czekałam aż on wsiądzie i zawiezie mnie do domu.
- To gdzie mieszkasz?
- Będę Ci mówiła gdzie masz jechać bo nie znam adresu.
- Jak można nie znać adresu?
- Mieszkam tu od wczoraj.
-Aa.
~~~
Podjechał pod mój dom. Jak na podróż z przystojnym gangsterem było okej. Zaraz co? Przystojnym?! On (nie) jest przystojny.
- Umm, dzięki za podwózkę. Pa.- już otowrzyłam drzwi kiedy pociągnął mnie do tyłu i nastawił policzek to pocałowania. - Mam Cię pocałować za podwózkę? Nie mogę zapłacić kasą?
- Nie.
- Nie całuje nie znajomych.
- Poznaliśmy się.
-Ugh, no dobra! - przybliżyłam się by pocałować jego policzek a w ostatniej chwili on przekręcił głowę i pocałowałam go w usta. Odsunełam się i zobaczyłam jego uśmieszek.
- Oszust.
- Wiesz skarbie, jestem bandtytą więc mogę oszukiwać.
- Dobra narazie. -powiedziałam i wyszłam z samochodu a czarny Range Rover po chwili zniknął mi z pola widzenia.
Weszłam do domu i odrazu usłyszałam krzyk matki.
- Hope?!
- Ja a co?
- Masz szlaban!
- Za co niby?!- zapytałam zirytowana.
- Przyszła na skargę nasz sąsiadka.
- Ta suka od szczura?
- Jakiego szczura?! Jaka suka?! Dziewczyno jak ty się wyrażasz?! Nie tak cię wychowałam. Marsz do pokoju i nie wychodź do jutra! - zaczęłam iść na górę kiedy dodała - I przygotuj się jutro pierwszy dzień w szkole!
Gdyby mnie jeszcze szkoła obchodziła. Nigdy nie lubiłam szkoły, oewnie też dlatego miałam tak słabe oceny. Staram się nie jestem jakimś leniem no ale cóż.
Wyciągnęłam z szafki nocnej czystą bieliznę i piżamę a następnie poszłam do łazienki wziąść kąpiel. Gdy wanna napełniła się ciepłą wodą rozebrałam się i weszłam do niej. Moje myśli pochłaniała wyprowadzka, Charline, list, pocałunek z bandytą. Zamknęłam oczy i próbowałam się zrelaksować. Zasnęłam na chwilę a gdy się obudziłam moje ciało było pomarszczone więc szybko wyszłam z wanny,wytarłam się ręcznikiem i ubrałam bielizne oraz piżamę. Poszłam jeszcze wyszczotkować zęby i poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko, byłam naprawdę zmęczona. Sprawdziłam tylko czy nikt mi nic nie napisał i poszłam spać.
- Przyszła na skargę nasz sąsiadka.
- Ta suka od szczura?
- Jakiego szczura?! Jaka suka?! Dziewczyno jak ty się wyrażasz?! Nie tak cię wychowałam. Marsz do pokoju i nie wychodź do jutra! - zaczęłam iść na górę kiedy dodała - I przygotuj się jutro pierwszy dzień w szkole!
Gdyby mnie jeszcze szkoła obchodziła. Nigdy nie lubiłam szkoły, oewnie też dlatego miałam tak słabe oceny. Staram się nie jestem jakimś leniem no ale cóż.
Wyciągnęłam z szafki nocnej czystą bieliznę i piżamę a następnie poszłam do łazienki wziąść kąpiel. Gdy wanna napełniła się ciepłą wodą rozebrałam się i weszłam do niej. Moje myśli pochłaniała wyprowadzka, Charline, list, pocałunek z bandytą. Zamknęłam oczy i próbowałam się zrelaksować. Zasnęłam na chwilę a gdy się obudziłam moje ciało było pomarszczone więc szybko wyszłam z wanny,wytarłam się ręcznikiem i ubrałam bielizne oraz piżamę. Poszłam jeszcze wyszczotkować zęby i poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko, byłam naprawdę zmęczona. Sprawdziłam tylko czy nikt mi nic nie napisał i poszłam spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)